„Społeczna odpowiedzialność biznesu”

wpis w: Inne, Uncategorized | 0

Serdecznie zapraszamy do lektury wywiadu z Panem Piotrem Klerem, który opowiedział nam o dzieciństwie, które spędził w Ciarce i Kluczborku, o pracy zawodowej oraz o tym, dlaczego swoją fundację opatrzył mottem “Artificem commendat opus” (Dzieło chwali mistrza”).

Katarzyna Błaut: Dziękujemy, że zgodził się Pan na rozmowę z Nami. Gościmy w Dobrotece, w miejscu które łączy biznes z działalnością społeczną. Czym dla Pana jest to miejsce?
Piotr Kler: Dobroteka to salon meblowy, ale nie jest to tylko sklep. To przestrzeń, w której organizowane są zajęcia dla: przedszkolaków, uczniów szkół podstawowych, ale także studentów. Jest to miejsce spotkań ludzi nauki i biznesu z całego świata. Organizujemy liczne kursy, szkolenia i warsztaty, w których uczestniczą ludzie związani z szeroko rozumianą branżą meblarską. Dobroteka jest oczywiście przede wszystkim salonem sprzedażowym, który musi na siebie zapracować, ale dodatkowo pełni rolę kreatora życia społecznego. Przyjeżdża do nas młodzież z Niemiec, ostatnio była również młodzież z Nowego Jorku. Biznesmeni z całego świata podkreślają, że Dobroteka wyprzedza swoje czasy, że nie spotkali się jeszcze do tej pory z tego typu obiektem.

Wyprzedzać swoje czasy, czy to było jedno z Pana marzeń na początku pracy zawodowej? Jak to się stało, że zajął się Pan właśnie wyrobem mebli?
PK: Urodziłem się w Wolnym Kadłubie koło Dobrodzienia. Ja i moi bracia byliśmy wychowywani tylko przez Mamę i mając roczek, ze względu na trudną sytuację rodzinną, miałem trafić wraz z rodzeństwem do domu dziecka. Na szczęście nad naszą rodziną zlitował się wujek, który kilka miesięcy wcześniej wrócił z Syberii, gdzie spędził pięć powojennych lat. Przygarnął nas i zamieszkaliśmy u niego w Ciarce. Przez trzy lata uczęszczałem do tamtejszej szkoły, następnie do szkoły w Chocianowicach. Po jakimś czasie zamieszkaliśmy w Kluczborku na przepięknej ulicy  Dąbrowskiego, którą do dnia dzisiejszego wspominam z ogromnym sentymentem. Po uroczystym zakończeniu szkoły podstawowej, które miało miejsce w sobotę, już w poniedziałek rozpocząłem pracę w zakładzie stolarskim w Dobrodzieniu. Sytuacja materialna rodziny nie była zbyt ciekawa, więc aby mieć z czego żyć, trzeba było iść do pracy,.

Często w wywiadach wspomina Pan o swoim nauczycielu zawodu Panu Aptyce.
Był to człowiek, który miał duży wpływ na moje życie. Był znanym przedsiębiorcą z Dobrodzienia produkującym wysokiej jakości meble. Był perfekcjonistą, który nigdy do końca nie był zadowolony ze swojej pracy. Tym mnie właśnie zaraził. Ważne jest, aby pracować twórczo, a nie być tylko rzemieślnikiem.

Czy od początku podobał się Panu zawód, którego się Pan uczył?
Podczas drugiego roku nauki pojawiła się u mnie niechęć do tapicerstwa, jak najszybciej chciałem zmienić zawód. Po zastanowieniu się doszedłem do wniosku, że mam dwa wyjścia: albo  zacznę się uczyć nowego zawodu i nie będę mieć pewności, czy po jakimś czasie sytuacja się nie powtórzy, albo polubię to co robię. Wybrałem tą drugą opcję. Wkrótce pojawiła się we mnie pasja do tapicerstwa, praca sprawiała mi taką przyjemność, że najchętniej nie wychodziłbym z pracowni. Pamiętam jeden z wieczorów, kiedy Mistrz Aptyka przyszedł  do warsztatu i powiedział: “Piotrze, skończ pracę, jest już późna godzina, wkrótce będzie 22.00”. Wyszedłem z warsztatu, ale tamtej nocy ani na moment nie zmrużyłem oka, czekałem na godzinę 6.00 aby móc z powrotem być w zakładzie i kontunuować rozpoczetą pracę. Już jako uczeń pracowałem po dziesięć godzin i więcej. Nie dlatego, że musiałem, chciałem jak najlepiej nauczyć się zawodu. Wiedziałem, że dzięki temu będę miał przyszłość. Po nauce u Mistrza Aptyki poszedłem do technikum, następnie do wojska, po zakończeniu służby wróciłem do Pana Aptyki i pracowałem u niego kilka kolejnych lat. Byłem z tej pracy bardzo zadowolony.

To dlaczego pojawiła się decyzja o założeniu własnej firmy?
Kiedy miałem dwadzieścia trzy lata okazało się, że ze względu na podeszły wiek mojego pracodawcy, nie będę mógł więcej liczyć na pracę w jego zakładzie. Dlatego, nie widząc innego wyjścia, musiałem otworzyć własny zakład. Na początku pracowaliśmy we dwóch – ja i jeden pracownik, później  zatrudniałem sześciu pracowników, co w czasach komunistycznych wiązało się z ogromnym ryzykiem. Od samego początku stawiałem na wysoką jakość i na nowatorskie rozwiązania. W tamtym czasie w Polsce produkowne były tylko szaro-bure wersalki, natomiast nasze meble miały ciekawy, nowoczesny design. Klienci czekali u nas nawet trzy lata na zamówiony komplet. Byliśmy pierwszą firmą w Polce produkującą meble tapicerowane w skórze.

Poprzedni ustrój nie był łaskawy dla przedsiębiorców.
Tak, to prawda. Dopiero w 1989 r. minister Wilczek zapalił „zielone światło” dla firm prywatnych. Poszliśmy do przodu.

Ilu zatrudnił Pan wtedy nowych pracowników?
W tamtym okresie zatrudniałem około sześćdziesięciu osób. Po zmianie ustroju w latach 90` firma mogła się swobodnie rozwijać. Pamiętam, jak za premiera Balcerowicza wszystko podrożało dziesięciokrotnie, czyli mebel, który kosztował tysiąc złotych w ciągu jednego dnia podrożał do dziesięciu tysięcy złotych. To był szok rynkowy. Ludzie nie mieli pieniędzy, a u mnie cały czas była kolejka za meblami. Byłem wtedy jednak jedynym producentem, który wytwarzał meble o oryginalnym designie i tak wysokiej jakości. Dla nas nie było problemem sprzedać, ale wyprodukować. W tamtym czasie rozpoczął się gwałtowny rozwój firmy, który trwał do 2000 roku. Cały czas zwiększaliśmy produkcję o 50 – 60%.

A kiedy podjął Pan decyzje o otwarciu sklepów w innych miastach?
Po pewnym okresie współpracy z handlarzami, zaczęliśmy się orientować, że towar od nas wychodzi, ale pieniądze nie wracają. Dlatego postanowiliśmy podjąć ryzyko i otworzyliśmy pierwsze stoisko na ul. Tamki w Warszawie. Okazało się, że to była bardzo dobra decyzja. Od tego czasu zaczęliśmy tworzyć własną sieć salonów meblowych. Dzisiaj posiadamy trzydzieści cztery salony w Polsce i jeden w Pradze. Rozwój firmy był tak szybki i gwałtowny, że nie jeden zakład nie wytrzymałaby takiego tempa. My staraliśmy się nad tym wszystkim panować.

Jaki był kolejny etap w rozwoju firmy?
W 2000 roku przyszedł moment na uporządkowanie firmy: na zbudowanie silnych struktur i filarów. W tamtym czasie posiadaliśmy sześć zakładów na terenie Dobrodzienia oraz jeden za Olesnem w Boroszowie. Obecnie, po reorganizacji, posiadamy jeden zakład w Dobordzieniu, który ma całą produkcję w jednym miejscu.

A jak firma funkcjonuje w 2016r?
Dzisiaj firma jest tak zaprogramowana, aby realizować trudne zamówienia. Kler nie produkuje masówki, tylko spełnia indywidualne życzenia klientów. Jesteśmy jak krawiec, który szyje na miarę. Możliwość indywidualnego komponowania zestawów pozwala zaspokoić najrozmaitsze potrzeby i oczekiwania Klientów. Nasi klienci nie wybierają mebli, lecz projektują je specjalnie dla siebie – odpowiednio do indywidualnych potrzeb, upodobań, przyzwyczajeń, gustów, czy też koncepcji aranżacyjnych.

W Pana firmie pracuje bardzo wielu młodych ludzi, dlaczego oni zostali w regionie, z którego pochodzą a ich rówieśnicy decydują się na emigrację do większych miast lub zagranicę?
Naturą młodych ludzi jest niecierpliwość. Młody człowiek, który skończy szkołę chciałby jak najwięcej zarobić. Niektórzy w pogodni za tym szybkim zarobkiem decydują się na wyjazd np. do Niemiec. Są tacy, którzy sobie uporządkowali tam życie, mają jakiś konkretny zawód i warunki, ale są również i tacy, którzy zaczynali przy przysłowiowych truskawkach i będą przy nich pracować całe życie. Jestem przekonany, że gdyby ten sam człowiek, wziął się tutaj konkretnie do pracy, stopniowo będzie piął się do góry, w podobny sposób jak ja awansowałem za młodu. Dzisiaj Europa jest otwarta. Niecierpliwi, młodzi ludzie wyjeżdżają za lepszym światem. Jednak żaden z nich, kiedy przyjeżdża na święta, nie opowie co złego jest w emigracji. Proszę pamiętać, że na zachodzie są całkiem inne koszty życia niż u nas. Jest zdecydowanie drożej. Przykładowo mówi się o Norwegii, że są tam najwyższe zarobki. Owszem są wysokie, ale koszty życia są 3-4 razy wyższe niż w Polsce. Dzisiaj jest niesamowity nacisk na prowadzenie własnego biznesu. Gdziekolwiek się nie pojawiam, czy to na spotkaniach ze studentami czy z przedsiębiorcami, to każdy mówi o zakładaniu własnej działalności. Nie jest problemem założenie firmy, dużo trudniejsze jest jej utrzymanie się na rynku. Trzeba doskonale znać rynek, mieć dobry produkt, mieć przemyślany biznesplan. Dodatkowo należy rozeznać zapotrzebowanie, czy jest miejsce na nasz produkt, jaki radzi sobie konkurencja. Dlatego warto iść w kierunku specjalizacji, aby być w swoim fachu jak najlepszym. Jeśli wybierzemy zawód szewca i będziemy wykonywać tę pracę w możliwie najlepszy sposób, to każdy skorzysta z naszych usług. Brakuje ludzi, którzy pracują w konkretnych usługach. To jest ogromna nisza. Zachęcam do tego, aby młodzież szukała pracy w takich zawodach jak: murarz, cieśla, elektryk, ślusarz, stolarz.

Czyli młodzi ludzie podejmują złe wybory w związku z kierunkami kształcenia?
Zdecydowana większość osób, która idzie na studia nawet nie myśli o tym, co po nich chciałaby robić. Młodzi ludzie nie zastanawiają się na tym, czy po ukończeniu wybranego kierunku studiów będą mieli zapewnioną pracę. Na szczęście myślenie ośrodków akademickich już trochę się zmienia. W tym właśnie celu, współpracujemy z uczelniami wyższymi, aby wyczulić ich władze na to jakich specjalistów potrzebuje dzisiejszy rynek pracy.

Co  w takim razie zrobić, aby młodzież z naszego regionu nie uciekała?
Na pewno nie jest to łatwe zadanie. Czy przekona ich argument, że trzeba „zakasać rękawy” i wziąć się solidnie do pracy? Tego nie wiem. Jestem jednak pewien, że dzięki pracowitości taki młody człowiek po kilku latach pracy i w naszym kraju może dobrze żyć.

Czy działalność społeczna w dzisiejszych czasach jest utopią, czy realną rzeczą do zrobienia?
Warto być aktywnym społecznie. Każde tego typu działanie jest ważne. Na przykład w Dobrotece organizujemy warsztaty dla studentów kierunków projektowych, w które zaangażowani są również rzemieślnicy z naszego regionu. W ich zakładach realizowane są projekty mebli. Dla studentów, którzy znają tylko teoretyczną stronę projektowania, takie praktyczne doświadczenia są niezwykle cenne. Jest to szansa na skonfrontowanie tego czego się nauczyli na studiach z możliwościami produkcyjnymi. Współpracujemy z takimi ośrodkami akademickimi jak: Kraków, Katowice, Poznań, Opole, Wrocław, Gliwice.

Czyli Dobroteka jest otwarta na nowe społeczne pomysły?
Człowiek nie żyje dla siebie, powinien żyć dla innych. Dobroteka jest właśnie przykładem tej filozofii. Należy współżyć z ludźmi, wychodzić do nich z propozycjami, łączyć się, zachęcać do działania, współdziałać. Takie działanie daje pozytywne efekty.

Czy Pana następcy też postępują według tej filozofii?
Tak. Mój syn zajmuje się produkcją, a zięć handlem i eksportem. Są wykształceni, solidni i rzetelni. Dobrze się rozmuniemy, ponieważ wierzymy w te same wartości – w Boga i w dekalog.

Jak czuje się Pan będąc na emeryturze, po tylu latach wytężonej pracy?
Nigdy nie spodziewałem się, że przyjdzie taki moment, że będę miał dużo wolnego czasu, że przejdę na emeryturę. Myślałem, że do śmierci będę pracował po szesnaście godzin dziennie. Ale okazało się, że jest inaczej. Dzisiaj idę do pracy na trzy godziny, przejdę się po zakładzie, spojrzę tu i tam… Zapoznam się z dokumentami i kluczowymi sprawami, i już – koniec pracy. Wystarczy mi na to trzy godziny dziennie, resztę dnia mam wolnego.

Jak spędza Pan wolny czas?
Przede wszystkim sport: spacery, bieganie, pływanie. Jednego dnia biegnę 10 km, drugiego dnia pływam przez godzinę i tak na zmianę, przez siedem dni w tygodniu. Nieważne czy są święta czy jestem poza miejscem zamieszkania, nie ma wyjątku od tego planu. Sport uprawiam dla zdrowia, pomimo swoich 65 lat czuję się jak osiemnastolatek. Warto być aktywnym fizycznie nie dla wyników, ale właśnie dla zdrowia. Po prostu trzeba się ruszać. Dużo podróżuję, byłem w zeszłym roku w Armenii i Gruzji, Boliwii i Peru, a niedawno na Wybrzeżu Kości Słoniowej i Togo. Trzeba wykorzystać wolny czas, skoro mam taką możliwość. Gdybym nie miał tak dobrych zastępców, nie mógłbym tak spokojnie korzystać z emerytury. Gdy patrzę na nich z perspektywy czasu to widzę, że oni są lepsi ode mnie. Są przygotowani, pokończyli kilka kierunków studiów, liczne kursy i szkolenia, mają odpowiedni wiek. Są około czterdziestki, a to jest najlepszy czas do działania. Zrobiłbym błąd, gdybym się im teraz wtrącał i przeszkadzał.

Zostawia im Pan wolną rękę?
Tak. Jak każdy popełniają drobne błędy, ale skoro, tych dobrych decyzji jest zdecydowanie więcej niż tych złych, to oznacza, że wszystko jest w porządku. Ściśle z nimi współpracuję, staram się być na bieżąco, pomagać i doradzać w kluczowych sprawach.

Wspiera Pan również młodych muzyków, w odnoszeniu sukcesów…
Tak naprawdę starałem się pomagać od zawsze, nie było to jednak sformalizowane. Dopiero niedawno pojawiła się potrzeba powołania oficjalnej struktury, tzn. fundacji. Nie lubię mówić o swoim zaangażowaniu w pomoc charytatywną, ponieważ żyję zgodnie z zasadą, że lewa ręka nie powinna wiedzieć co robi prawa. Wspieranie młodych, utalentowanych pianistów jest tylko drobnym elementem naszej działalności. Dodam tylko tyle, że wspieranie osób słabszych, daje mi ogromne zadowolenie. Cieszę się, że mogę pomóc w biedzie, komuś gdzieś na końcu świata.

Wybrał Pan na motto swojej fundacji łacińską sentencję “Artificem commendat opus” (“Dzieło chwali mistrza”). Co oznaczają dla Pana te słowa?
Jest to motto, które docenia charyzmę pracy. Mówi o tym, że jeśli ktoś rzetelnie podchodzi do swojej pracy, niezależnie od branży w której działania, to jest już zwycięzcą. Aby być w czymś dobrym i wygrywać, trzeba poświęcić temu dużo czasu i ciężkiej pracy. Cokolwiek człowiek robi, powinien podchodzić do tego z sercem. Taka praca daje poczucie zadowolenia i satysfakcji.

Czy Pana zdaniem hasło patriotyzm lokalny, jest pojęciem aktualnym w dzisiejszych czasach?
Myślę, że ludzie czują potrzebę powrotu do korzeni, do miejsca w którym się urodzili. W swoim środowisku rodzinnym czujemy się najlepiej, niezależnie jaka to jest część Polski czy Europy. Oczywiście są osoby, które lubią wędrówki z miejsca w miejsce, ale zawsze z nostalgią wracają w rodzinne strony. Ja jestem bardzo związany z regionem, z którego pochodzę i właśnie dla tego środowiska pracuję. Staram się, aby była tutaj dobra atmosfera, aby ludzie ze sobą dobrze żyli.

Czyli nie mógłby Pan mieszkać nigdzie indziej niż w Dobrodzieniu?
Nie czuję takiej potrzeby. Dużo osób zadaje mi to pytanie i zachęca do przeprowadzki do Warszawy czy do innej metropolii. Jednak ja nie jestem tym zainteresowany. Tutaj się urodziłem, założyłem rodzinę. Tutaj pracuję i tutaj mieszkam.

A jak wspomina Pan dzieciństwo w Ciarce?
Jako dzieci kąpaliśmy się w nurtach Stobrawy, która płynie nieopodal Ciarki. Należało przejść około kilometra przez las i docierało się do celu. Woda, oczywiście, była przerażająco zimna, ale to nam nie przeszkadzało i często spędzaliśmy tam wolny czas. Co prawda najpierw trzeba było wypędzić kaczki, ale i to nie sprawiało nam żadnego problemu. Od czasu do czasu przejeżdżam przez tamte miejscowości i oglądam rodzinne okolice. Wszystko zmieniło się na lepsze, wioski wypiękniały, odżyły. Zresztą, cała Polska bardzo się zmieniła, i nadal zmienia się na lepsze.

Bardzo dziękujemy za rozmowę.
Również bardzo dziękuję i częściej zapraszam do Dobrodzienia.

———————————————————————————————————————————————————————

Piotr Kler – Prezes KLER S.A. – od wczesnej młodości związany jest z meblarstwem. W 1973 r. w Dobrodzieniu na Opolszczyźnie założył firmę meblarską, której kapitał, jak sam mówi, składał się z własnych rąk i głowy pełnej pomysłów. Stała troska o jakość oraz zadowolenie klienta, czego nauczył się jeszcze jako adept w zakładzie tapicerskim, zaowocowały olbrzymim sukcesem. Dziś firma Piotra Klera produkuje na zamówienie ekskluzywne meble tapicerowane.

Obecnie, w Jego firmie pracuje około 800 osób. Żeby skutecznie zarządzać takim organizmem potrzebne są zespoły, które potrafią ze sobą współdziałać, wypracowywać najlepsze i najbardziej efektywne rozwiązania.

Wizja Piotra Klera obejmuje także system dystrybucji produkowanych przez Kler S.A. mebli. W roku 1991 zaczął tworzyć własną sieć punktów sprzedaży. Obecnie w Polsce działają 34 salony firmowe. Produkty firmy Kler znane są w większości państw europejskich oraz w Stanach Zjednoczonych, Kazachstanie i Japonii.